Nie było mnie tu zaledwie kilka tygodni, a wracam bardzo odmieniona. Przynajmniej wewnętrznie. Zmiany zachodziły powoli i od dawna, a przypieczętowane zostały w ostatni piątek. Podpisaliśmy z Panem kontrakt. I tak, wiem – nie ma on mocy prawnej. Wiem, że formalnie do niczego mnie nie zobowiązuje. A jednak te kilka kartek papieru sprawiło, że czuję się bardziej Jego i jeszcze bardziej chcę Mu służyć.
Ale może od początku – rzuciłam ostatnio temat kontraktu, nie licząc na zbyt wiele. Rozmawialiśmy na bardzo wczesnym etapie naszej znajomości o kontraktach i to było coś, co zupełnie nie interesowało K. Mnie zresztą również. Miałam poczucie, że jest to typowy przerost formy nad treścią, że skoro nie jest to wiążące to właściwie po co? Ludzie się jednak zmieniają i jak się okazało nie tylko moje podejście ewoluowało, ale również mojego Pana. Po dłuższej rozmowie dostałam polecenie, by przygotować draft takiej umowy. Usiadłam więc i zaczęłam pisać typowo prawniczym językiem paragraf po paragrafie zasady naszego nowego życia. Szło opornie, bo nie wiedziałam na ile szczegółowe mają być zapisy, czy będziemy tworzyć załączniki, czego właściwie oczekujemy od tego kontraktu... I wtedy zmieniliśmy taktykę. Wstępny zarys umowy był, ale poprzedziliśmy jego dopracowywanie rozmowami. Nie jedną, nie dwiema - wieczór po wieczorze omawialiśmy pojawiające się w naszych głowach pomysły i wątpliwości. Pisanie kontraktu to był długi proces. Każdy zapis został dokładnie przedyskutowany. Ja lub Pan zapisywaliśmy paragraf, albo tylko jego jeden podpunkt, konsultowaliśmy zmianę z drugą stroną i dopiero po obustronnej akceptacji wchodził na stałe do kontraktu. Jest to przecież relacja konsensualnie niekonsensualna¹.
Jeśli chodzi o treść – zaczęliśmy od przedmiotu kontraktu, czyli oddania mnie w pełni mojemu Panu. Następnie określiliśmy prawa i obowiązki Pana oraz niewolnicy. Dalej opisaliśmy ograniczenia umowy, ze szczególnym wyróżnieniem pracy zawodowej i hasła bezpieczeństwa – były to odrębne paragrafy, bo uznaliśmy je za istotne w naszej relacji. Wyszliśmy z założenia, że nie ma nic w domyśle – jeśli chcę mieć coś, o czym mogę sama decydować, to muszę to zapisać. Jeśli chce by Pan był zobowiązany do czegoś konkretnego, to również powinno znaleźć się to w kontrakcie. Jedną z istotniejszych rzeczy, jakie zaszły podczas tworzenia kontraktu to fakt, że zostałam nazwana niewolnicą. Dotychczas Pan zwracał się do mnie „suka”, co zresztą ujęte było w pierwotnej wersji kontraktu. Jednak podczas rozmów i głębszej analizie wszystkich dostępnych określeń uznaliśmy oboje, że niewolnica jest w tym wypadku odpowiedniejsza. Przyznam szczerze, że początkowo było mi dziwnie to słyszeć i myśleć o sobie w ten sposób. Mimo, że suka ma w sobie coś wulgarnego, to niewolnica wydawała mi się... trudniejsza? Może bardziej dosadna? Teraz jest już zdecydowanie lepiej, przywykłam do tego i coraz bardziej mi się to określenie, a przede wszystkim ta rola, podoba.
Samo podpisanie kontraktu miało być wyjątkowe – czułam się, jakby K. miał mi się oświadczyć i w zasadzie wydaje mi się to świetną analogią. Wyjechaliśmy do mojego ulubionego miasta, wynajęliśmy przyjemny apartament na Starym Mieście i po krótkim spacerze i kawie wróciliśmy, by podpisać kontrakt. Dostałam też wtedy obrożę – srebrną, biżuteryjną, zdecydowanie bardziej akceptowalną w miejscu pracy czy ogólnie w miejscach publicznych, niż ta którą nosiłam dotychczas w domu. Po załatwieniu formalności, już w obroży, jako niewolnica i Pan, wyszliśmy na kolację i drinka. Potem świętowaliśmy jeszcze w pokoju, sami i szczęśliwi. Cieszę się, że udało nam się na chwilę gdzieś wyrwać i uczynić ten moment bardziej wyjątkowym. To był bardzo symboliczny i ważny dzień, chciałam w jakiś sposób go uczcić i lepiej zapamiętać.
Podsumowując to wszystko – kontrakt nic nie znaczy z perspektywy prawa, ale dla mnie znaczy bardzo wiele. Zobowiązałam się do czegoś, oddałam Panu siebie jako Jego własność. Również Pan podjął bardzo konkretne zobowiązania. Warto podkreślić, że te kilka kartek opatrzonych naszymi podpisami nie są najważniejsze – najcenniejsze są rozmowy, które przeprowadziliśmy. Długie dyskusje na temat mojej pracy zawodowej, naszej przyszłości, wzajemnych oczekiwań i potrzeb. Ja dowiedziałam się jak wiele mogę z siebie dać i ile chcę poświęcić dla tej relacji, ale też jak bardzo Pan chce o mnie dbać i jak ważne dla Niego jest moje dobro i szczęście. I nie wiem, czy jesteśmy „tru” w oczach innych, ale po podpisaniu kontraktu niewolniczego Pan wcale nie rzucił jakimś tekstem w stylu „na kolana, niewolnico” i nie bił mnie bezlitośnie całą noc – powiedział, że mnie kocha i przytulił. Oczywiście w nocy pojawiły się jakieś bdsm-owe elementy, ale był też po protu dobry seks i dużo bliskości. Zrobiliśmy to po naszemu i w moim odczuciu było idealnie.
Da mnie ten kontrakt to była z jednej strony formalność – spisanie na kartkach tego, co od dawna było naszym życiem, a z drugiej symbolicznym zapieczętowaniem przejścia do kolejnego etapu naszego związku. Oczywiście nie jest łatwo być niewolnicą, a to że podpisałam się pod wszystkimi swoimi zobowiązaniami nie sprawiło, że nagle wykonuje mi się prościej – wręcz przeciwnie. Pan wymaga ode mnie więcej i ja staram się również być wymagająca wobec siebie. Pierwszy zgrzyt był już w poniedziałek, kiedy zapomniałam obroży do pracy - długo więc nie musieliśmy czekać. Ale bycie niewolnicą to ciągły rozwój i cieszę się na każdy dzień służby swojemu Panu.
PS Ten post zapewne nie jest zbyt pomocny da osób, które chcą spisać podobny kontrakt. Jednak takie było moje założenie, to nie miał być post techniczny dotyczący pisania kontraktu niewolniczego. To moja krótka relacja z tego, co ostatnio zajmowało mój czas i umysł. Jeśli ktoś chciałby poznać więcej szczegółów to oczywiście zapraszam do prywatnej rozmowy. Uważam jednak, że taka umowa powinna być w pełni dostosowana do relacji i potrzeb obu stron, zatem omawianie dokładnie poszczególnych punktów jest zupełnie bezzasadne. Być może napiszę jeszcze coś o kontrakcie. Na ten moment planuje wrócić do tematu za kilka miesięcy z podsumowaniem jego funkcjonowania, wad i ewentualnych poprawek, które być może nastąpią.
1) jeden z blogów - inspiracji, do których zaglądałam podczas tworzenia kontraktu i bardzo polecam.