Dzisiaj Pan zapytał mnie, czy czuję się bardziej uległą czy
suką. Cała trudność polegała na tym, że w pierwszej chwili nie potrafiłam
znaleźć żadnej różnicy pomiędzy tymi dwoma określeniami. Między uległą a
masochistką – owszem, ale w tym wypadku poza większą dosadnością słowa „suka”
nie potrafiłam ich rozróżnić według żadnej kategorii i dokonać wyboru. Musiałam
jednak odpowiedzieć na pytanie, a Pan prosił żebym nie myślała tylko
powiedziała co czuję, więc od razu padła odpowiedź – suka. Czemu? Nie wiedziałam.
Na co dzień jestem tym, kim (lub
czym) Pan akurat chce bym była. Nazywa mnie różnie, ale najczęściej słyszę dwa
słowa – suka i kochanie. Suka jest czymś, z czym jestem osłuchana. Wiem, że
kiedy słyszę pytanie „Kim jesteś?” to najlepszą odpowiedzią jest zawsze „Twoją
suką”. To słowo przeciętnemu Kowalskiemu kojarzy się pejoratywnie. Zresztą, ile
razy słyszy się w filmach pogardliwie rzuconą „sukę” w kierunku niekoniecznie
lubianych czy dobrze prowadzących się kobiet? Zawsze powoduje to lekki uśmiech
na mojej twarzy, bo kiedy ja słyszę to określenie w stosunku do siebie to odbieram
je jako ogromny komplement. Owszem, jest to element całej konwencji, który ma za
zadanie w pewien sposób poniżyć, ale ja do tego własnie dążę – chcę pokazać, że
jestem uległa wobec swojego partnera. Na taką pozycję w związku się
zdecydowałam. Dlatego, kiedy stanęłam przed wyborem to padło na „sukę” a nie
„uległą” – to suka niesie za sobą większy emocjonalny ładunek. Dopiero później
zaczęłam myśleć nad tym, jak właściwie odbieram te słowa. A gdzie w tym
wszystkim masochistka? I kim właściwie jestem? Kilka dni wcześniej dopracowując
bloga napisałam o sobie w jego tytule „uległa kobieta”. Jednak nie uległa? Może
powinnam zmienić tytuł na „Niepoukładane myśli suki”? Albo „uległej
suki-masochistki”? I czy te wszystkie określenia mają w ogóle znaczenie?
Pierwsza moja refleksja jest
taka, że na pewno jestem uległą kobietą, ale to dość szerokie pojęcie i może
być różnie rozumiane. Ja nie jestem uległa zawsze i wobec wszystkich. To często
podstawowa rzecz, jaką się tłumaczy ludziom spoza klimatu – to, że kobieta
klęka przed mężczyzną i pozwala mu robić wszystko wedle Jego życzenia nie
oznacza, że pozwala każdemu sobą pomiatać i nie ma własnego zdania. Uległość w
klimacie nie nie musi od razu determinować zachowania w codziennym życiu wobec
każdego kogo spotka się na drodze. Uległość nie jest równoważne z życiową
biernością. Jestem uległa, ale z drugiej strony wcale nie jest tak, że wszystko
przychodzi mi z łatwością. Wiele razy słysząc polecenie od Pana mam chwile
zawahania a nawet buntu. Mam własne zdanie, potrzeby, wątpliwości a czasem
strach. Nie robię bezmyślnie wszystkiego, czego się ode mnie chce. Jestem
uległa wobec mojego Partnera, bo chcę taka być. A w życiu codziennym funkcjonuje
jak wszyscy inni – reaguję, kiedy ktoś robi coś wbrew mojej woli. Nie przytakuję
zawsze i każdemu. Uległość powszechnie jest postrzegana negatywnie, więc
kobieta która mówi o uległości wobec mężczyzny staje się w oczach ludzi ofiarą,
a ja się zupełnie tak nie czuję. Ale biorąc pod uwagę obraz uległości, jaki rysuje
się w głowach ludzi warto podkreślić, że nie jestem po prostu uległa – to nie
jest nieodłączna cecha mojego charakteru, a bardziej preferencja seksualna i
sposób na związek.
W tym momencie pojawia się suka –
to ta część mnie, która podjęła decyzję, że będzie uległa i posłuszna wobec
swojego mężczyzny. Bo, warto podkreślić, nie jestem po prostu suką – jestem
Jego suką. Polega to nie tyle na byciu uległą, co codziennym podejmowaniu
decyzji, że zrobię coś według Jego życzenia. Akceptowaniu Jego woli, nawet
jeśli jest sprzeczna z moją. Mam poczucie, że suka to coś więcej – to kobieta o
skłonności do ulegania, która znalazła swoje miejsce u stóp odpowiedniego Pana.
Może to trochę patetyczne, może się rozdrabniam, ale to słowo ma jednak ogromną
moc. Kiedyś miałam z nim duży problem. Nie chciałam być tak nazywana, czułam
się poniżona. Ale teraz zwyczajnie podoba mi się, kiedy słyszę „grzeczna
suczka” wypowiedziane w moją stronę. Czuję, że jestem Jego, a On jest mój. To
rola, którą sobie wybrałam i codziennie staram się, by być w niej coraz lepsza.
Została masochistka – to też
część mnie, ale chyba dużo mniejsza niż sądziłam na początku swojej przygody z
BDSM. Ból sprawia mi przyjemność, ale raczej nie jestem na niego zbyt odporna. Szybko
staje się nieznośny. Satysfakcja z bólu przychodzi zwykle z opóźnieniem – nie
jestem typem, który potrafi mieć orgazm podczas bicia, niestety. Zdecydowanie
istotne w przyjmowaniu bólu jest moje bycie suką. Mam wrażenie, że główną
satysfakcję czerpię z zadowolenia Pana po chłoście. Lubię uczucie, kiedy jest
już po, wszystko mnie boli, On jest obok i widzę, że jest zadowolony. Jestem
wtedy z siebie dumna. Ból mnie podnieca, ale dużo bardziej działa na mnie to,
że spełniłam oczekiwania swojego Pana. No, i siniaki – to druga motywacja.
Lubię mieć ślady, a że o nie jest u mnie bardzo trudno, to tym bardziej je
doceniam. Kiedy je widzę odczuwam ogromną satysfakcję, nawet kilka dobrych dni
po biciu.
Tak właśnie czuje te wszystkie
określenia i rozróżnienia. To moje własne refleksje, mój odbiór. Wiem, że każdy
ma swoje BDSM i że każdy może rozumieć je na swój sposób. Dla wielu te słowa
nie mają żadnego większego znaczenia. Chcę to podkreślić, bo to co pisze to
żaden dogmat. Chętnie dowiem się, jak „sukę” odbierają inne uległe kobiety w
klimacie, albo jakie inne określenia słyszą na co dzień. A jeśli czyta to ktoś
spoza klimatu i mimo może negatywnych emocji dotarł do końca, to zaznaczę
tylko, że w 90% słyszę rzucane w swoim kierunku kochanie, skarbie, słońce... Bo
BDSM jest istotną częścią mojego życia, identyfikuję się jako uległa suka,
która lubi przyjmować ból na życzenie swojego Pana, ale przede wszystkim jestem
kochaną i kochającą kobietą i nigdy o tym nie zapominam, niezależnie jak ja
albo jak ktoś inny się do mnie zwraca.
Trzymam kciuki za rozwój bloga, będę zaglądała :)
OdpowiedzUsuńOdczuwam bardzo podobnie wiele rzeczy do Ciebie. Na przykład mam dokładnie tak samo z bólem (ale już nauczyłam się, ze ból świetnie wzmaga inne orgazmy:)) lubię tez słowo „suka”. A co do ogólnej mojej postawy to już wiele razy usłyszałam, ze uległa nie jestem. A ja wiem, ze jestem, ale tylko dla Pana.
Ja bym dodała, ze BDSM wyzwoliło ze mnie sporo skrajności. Tak jak potrzebuję form uznawanych za bardzo ostre, brutalne i bardzo poniżające, tak samo niesamowicie pewna siebie się staję po takich przeżyciach. To działa jak perfekcyjne katharsis na mnie. Bardzo trudno jednak znaleźć kogoś kto lubi takie niszowe praktyki nawet w bdsm, a przy okazji zniesie taką heterę ;)
Bardzo dziękuję za komentarz! :)
UsuńZ tymi skrajnościami w zupełności się z Tobą zgadzam - mam podobnie. A z bólem nadal jestem w skomplikowanej relacji i mam mieszane uczucia na temat swojego masochizmu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPoprawka: Co prawda ja nazywam się (i zostałam nazwana) "niewolnicą", ale wiele Twoich myśli jest mi bliskich. Po pierwsze to, że uległość w klimacie nie oznacza uległości w życiu. Uległe są często bardzo silnymi kobietami i bardzo wymagającymi, ale uległy swojemu Panu. Uległość to dar :) tak jak piszesz... "To rola, którą sobie wybrałam i codziennie staram się, by być w niej coraz lepsza." :). Czekam na więcej i będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :) Dokładnie tak widzę kobiety uległe. Miło jest widzieć, że jest nas więcej. Dopiero odkryłam, że w blogowym świecie jest wiele wartościowej treści uległych kobiet, mam dużo do nadrobienia i sporo inspiracji :)
UsuńTo miłe odkrycie, że jest nas więcej... ja również jakiś czas temu się tym zachwyciłam :). I każda relacja jest na swój sposób inna, fajnie to jednak czasem podglądać :).
UsuńWitaj. Uwielbiam czytać doświadczenia i przemyślenia innych... Ja jestem początkująca w klimacie i na etapie kiedy słyszę „suka” to zapalają mi się kur...i w oczach i chęć „odszczekania” się ;) ale chce ulegac, poddać siei sprawić przyjemność mojemu Panu... Widzę jak bacznie mnie obserwuje kiedy powoli i wyraźnie akcentuje słowa suka... Widzę jak sprawia mu radość, przyjemności i ciekawość obserwować mnie jak walczę sama ze sobą bo tak właśnie jest....milion myśli, wspomnień, emocji wywołanych 1 słowem. Trzymam kciuki w pisaniu...;)
OdpowiedzUsuń