2021-01-06

011 Rok 2020 wcale nie był taki zły


Nie planowałam podsumowywać na blogu minionego roku, ale widząc pełno podobnych postów w wielu miejscach w internecie sama pochyliłam się nad rokiem 2020 i uznałam, że jest warty poświęcenia kilkunastu minut. Wiadomo, że z upływem czasu następują zmiany, ale ostatnie 12 miesięcy to naprawdę rewolucja. Rewolucja, która w żadnym stopniu nie była planowana. To obrót o jakieś 180 stopni, ale na szczęście kierunek zmian jest pozytywny.

Przede wszystkim praca - na początku zeszłego roku zrezygnowałam z pracy w korporacji. Siedzenie po godzinach, ciągłe wyjazdy, nierzadko praca po nocach, żeby tylko wyrobić się przed deadlinami… Lekko nie było, i to nie tylko dla mnie. Nawet kiedy miałam czas wolny i spędzałam go razem z K. to myślami i tak byłam przy laptopie. Czy na pewno nie zrobiłam błędu w teście? Czy mam wszystkie dokumenty? Czy wysłałam tego ważnego maila? Wracałam późno, kładłam się spać wcześnie, bo wiedziałam że kolejny dzień będzie trudny i czeka mnie wczesna pobudka. Najbardziej na tym wszystkim cierpiał mój związek, bo zwyczajnie nie było na niego miejsca i czasu. Były za to kłótnie. Mam wrażenie że z dnia na dzień byliśmy coraz bliżej rozstania. Ostatecznie rozstałam się z pracą, nie z K., i dość szybko znalazłam nową - przyjazną związkom i posiadaniu życia osobistego.
W zasadzie znalazłam ją rzutem na taśmę, bo niedługo później zaczęła się pandemia - to akurat taki element roku 2020, który każdemu zapadł w pamięć. Dużo strachu, nowych rzeczy, natłok informacji z których ciężko było wyciągnąć fakty, którym rzeczywiście należało ufać. Szybko przeszłam na home office i tkwiliśmy we dwoje w mieszkaniu 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, pracując i żyjąc tak przez kilka miesięcy. To był ciekawy test dla naszej relacji. Mieszkaliśmy wtedy razem lekko ponad pół roku, z czego większość ja spędziłam na delegacjach. Pierwsze dwa miesiące wspólnego mieszkania bywałam w domu wyłącznie w weekendy. Mogło więc się okazać, że przebywanie ze sobą non stop jest nam mocno nie w smak… Wyszło jednak zupełnie inaczej. Było nam razem dobrze. To był dobry czas dla nas jako pary, mimo że na świecie działo się coraz gorzej. Był to też dla nas czas rozwoju jako pary klimatycznej. Z racji, że w poprzedniej pracy nie było czasu ani siły na BDSM chcieliśmy na nowo “aktywować” tą część naszej relacji. I tak od słowa do słowa zaczęliśmy iść w kierunku relacji w stylu Total Power Exchange.
Zwieńczeniem tego procesu był podpisany w lipcu kontrakt. To dla mnie bardzo ważny dzień, trochę jak oświadczyny ;) Nasza relacja weszła na nowy poziom, klimatyczna część związku stała się na swój sposób oficjalna. Nie był to oczywiście koniec zmian i rozmów o nas i kształcie naszej relacji - ona zmieniała się przez kolejne pół roku, ale ważne było że oboje wiedzieliśmy w jakim kierunku to idzie i czego od siebie wzajemnie oczekujemy, jakie mamy potrzeby.
Ja sprzed roku i ja teraz to dwie różne osoby. Inaczej postrzegam siebie, swój związek i swojego partnera. To nie jest już tylko mężczyzna, którego kocham - to mój Pan. Nie wiem, czy przede wszystkim Pan, czy może przede wszystkim partner… Wydaje mi się, że nie potrafię tego określić. To jest nierozłączne, On jest dla mnie wszystkim. Ja jestem Jego kobietą i niewolnicą - zawsze są we mnie dwie natury, a to która w danym momencie przeważa zależy od okoliczności. Nie znaczy to, że klęcząc przed Panem nie jestem Jego partnerką. Ani że kiedy rozmawiamy o minionym dniu i śmiejemy się oglądając ulubiony serial nie jestem niewolnicą. Jestem nią cały czas.
Zmianie uległ mój stosunek do BDSM i klimatu w ogólności, do posiadanych przeze mnie granic w tym aspekcie. Od zawsze uważałam, że one nie są nietykalne - dla mnie granice to takie praktyki czy fetysze, które w danym momencie, w bieżących warunkach, są nieosiągalne i nie chcę, by Pan wprowadzał je bez wcześniejszych ustaleń. Zakładam jednak że większość z nich z czasem przestanie istnieć, a ja otworzę się na coś nowego. Teraz… teraz nadal mam granice, ale po pierwsze - jestem bardziej elastyczna i wydaje mi się, że łatwiej jest mi je przekraczać. Druga sprawa to to, że ufam w tym zakresie Panu. On wie, czego nie chcę i czego się boję. Ufam, że nie zrobi nic, co mogłoby mnie przerosnąć. Jeśli czegoś ode mnie oczekuje, to wie, że mnie na to stać i zapewni mi wsparcie, dzięki któremu będę mogła podołać. Dlatego granice może i są, ale już nie ja mam nad nimi władzę.
Zmieniły mi się priorytety i czuję, że to jest coś dobrego. Staram się dbać bardziej o związek i dom. Walczę z tym, żeby praca nie przysłaniała mi ważniejszych rzeczy. Chcę realizować się zawodowo, ale wiem, że to nie jest dla mnie najważniejsze, to nie jest cel sam w sobie. Dbanie o dom nadal nie jest moim konikiem, ale chyba wychodzi mi coraz lepiej i co ważniejsze - daje mi coraz więcej satysfakcji. W tym wszystkim nie myślę tylko o sobie, ale również o Panu, o tym, że chcę zadbać o naszą przestrzeń dla Jego komfortu. Fakt, trudno się na tym skupiać kiedy jest wieczór, jest się zmęczonym, a kuchnia wygląda jak pobojowisko po wieczornym gotowaniu, ale staram się. Wiem, że to mój obowiązek jako Jego kobiety i niewolnicy, więc staram się nie zawodzić
Mam nadzieję, że w kolejnym roku zmiany które wspólnie z Panem zapoczątkowaliśmy będą postępować. Chciałabym nadal ewoluować jako Jego niewolnica. Chciałabym rozwijać w sobie pokorę i wdzięczność - to dwie cechy nad którymi muszę pracować. Chciałabym być mniej roszczeniowa, ale wiem, że ta roszczeniowość jest efektem właśnie braku pokory i tego, że często brakuje we mnie wdzięczności - za uwagę, którą Pan mi poświęca, za to że czasem przymyka oko na przewinienia i za to wszystko, co mi daje. Oczywiście mam też plany i marzenia wykraczające poza sferę klimatyczną - chcę dalej rozwijać się zawodowo, znaleźć więcej czasu na czytanie. Chciałabym, żeby wszystko wróciło do normy, żebym znowu swobodnie mogła chodzić na basen - dla zdrowia fizycznego, a dla psychicznego - swobodnie wychodzić z domu, móc wypić kawę w ulubionej kawiarni, przejść się znowu do escape roomu… Dużo czasu spędzonego w mieszkaniu pozwoliło na rozwój mojego związku i mnie samej, jako kobiety uległej, ale co za dużo to niezdrowo. Koniec końców, mam nadzieję że za rok, podsumowując 2021, będę jeszcze bardziej zadowolona ze swojego życia i tego samego życzę każdemu, kto doczytał do końca ten trochę przydługi tekst.

1 komentarz:

  1. Bardzo mi bliskie to, co napisałaś. U nas to też był wyjątkowy rok i też pełen zmian i odkrywania siebie. Także czuje się patnerką i niewolnicą jednoczesnie, i udało mi się to połaczyć, zintegrować w sobie. Wchodzę w 2021 dużo spokojniejsza, poukładana, zadowolona ze swojej uległości. Ale tak... czas wyjśc do ludzi :).

    OdpowiedzUsuń